Wiele
razy już powiedziano przy rozmaitych okazjach, że bez znajomości
historii trudno jest zrozumieć teraźniejszość. Czy mądrość ta dotyczy
także pracy w aptece? Wydawać by się mogło, że nie, wszak infuzorki,
prasy i pigulnice przeszły już do historii i w aptekach nigdy ich już
nie zobaczymy. Owszem, ich nie, ale pacjenta, który pochwali się, że
pomogła mu kamala, a nie lek z apteki – niestety tak! Ale czy
którykolwiek ze współczesnych farmaceutów wie, co to jest kamala, by móc
ustosunkować się do tych słów?
Dla
dawnych aptekarzy odpowiedź na to pytanie była więcej jak oczywista,
bowiem kamala stanowiła jeden z częściej stosowanych środków
leczniczych, obecnie jednak nie pisze się o nim ani w podręcznikach do
farmakognozji, ani też do historii farmacji, a o tym, że surowiec taki
niegdyś był dostępny w aptekach świadczą już tylko piękne, kryształowe
naczynia. Pacjenci nadal jednak kamalę mogą stosować, korzystając z
oferty sklepów internetowych z egzotycznymi surowcami. I podejmują
samoleczenie w poważnych schorzeniach! Przypomnijmy zatem, czym była
niegdyś i czym jest obecnie kamala.
Farmakopealna definicja kamali
Jak
wspomnieliśmy, próżno szukać informacji o kamali w podręcznikach z
których przyszli farmaceuci korzystają w czasie studiów, brak jej
również w kompendiach, leksykonach i obowiązujących farmakopeach. Aby
uzyskać jakiekolwiek informacje sięgnąć należy do źródeł z lat
pięćdziesiątych XX wieku, a zatem sprzed ponad pół wieku. I istotnie, w
„Farmakopei Polskiej III”, wydanej w roku 1954, odnajdujemy wreszcie
kamalę, która okazuje się bardzo nietypowym surowcem
farmakognostycznym. Zdefiniowano ją jako „oderwane główki z włosków
gruczołowych i krzaczkowate włoski z owocu Mallotus philippinensis
Muller Argoviensis (Euphorbiaceae)”. Drzewo to, mające czasem również
pokrój krzewu, nie posiada obecnie polskiej nazwy gatunkowej, wyjaśnijmy
jednak, że w stanie naturalnym występuje w Indiach, Nowej Gwinei,
Filipinach i na Archipelagu Malajskim. Jego charakterystyczną cechą jest
owoc w postaci torebki, pokryty włoskami gruczołowymi.
Farmakopealny
zapis nazwy tego surowca w języku polskim i łacińskim jest tożsamy:
„kamala”, z ewentualnymi synonimami: „Pilus glandolus Rottlerae” lub
„Glandula Rottlerae”. Jak wyglądała kamala? Cytowana „Farmakopea Polska
III” wymagała, aby miała postać „proszku czerwonobrunatnego lub też
ceglastoczerwonego z szarawożółtym odcieniem, lekkiego, nie zlepiającego
się, bez zapachu i smaku”. Jak zastrzegano, „kamala składa się
przeważnie z rozetkowatych główek gruczołowych i mniej licznych włosków
krzaczkowatych”.
Następnie
monografia farmakopealna podawała szczegółowy opis budowy anatomicznej
surowca, którego przytoczenie Czytelnikom „Magazynu Aptekarskiego”
oszczędzimy. Zwróćmy wyłącznie uwagę na ostatnie, bardzo znamienne
zdania: kamala może zawierać niewielką ilość tkanki miąższowej
owocu, nie powinna natomiast zawierać włókien, sklereid, komórek korka,
ziarn, pyłku i skrobi. Przy skłóceniu [zmieszaniu] w probówce 0,5 g
kamali z 10 ml zimnej wody, kamala nie powinna zabarwiać wody i powinna
pływać na powierzchni, dając najwyżej nieznaczny opadający na dno
naczynia osad.
Czytelnicy
zastanawiają się zapewne, skąd tak specyficzne farmakopealne wymogi?
Należy się tutaj kilka słów wyjaśnienia: niegdyś surowce zielarskie,
szczególnie te pochodzące z dalekich krajów, były nagminnie i celowo
fałszowane na wszystkich etapach: od zbioru, poprzez wstępne
przetwarzanie, na transporcie skończywszy. Jeszcze częściej odznaczały
się dramatycznie wręcz zaniżoną jakością, zawierając np. pozostałości z
procesu wytwarzania. I tak właśnie było z kamalą.
Surowiec
ten otrzymuje się już w miejscu zbioru, poprzez ręczne ocieranie
włosków gruczołowych za pomocą piasku. Taką mieszaninę odsiewa się przez
grube sita wprost do zbiornika, który wypełniany jest następnie wodą.
Piasek pozostaje na dnie, a kamala wypływa na powierzchnię, jest
zbierana i suszona. To właśnie ten sposób produkcji determinował w
sposób oczywisty charakter badań farmakopealnych. Jeżeli na dnie
naczynia zbierał się zbyt obfity osad – świadczyło to o zanieczyszczeniu
piaskiem, celowym lub przypadkowym. Nie dziwmy się zatem, że
„Farmakopea Polska III” wymagała badania popiołu („nie więcej niż 10%”)
oraz popiołu nierozpuszczalnego w kwasie solnym („nie więcej niż 5%”),
który to parametr korespondował ściśle z zanieczyszczeniem piaskiem.
Jak działała kamala?
Skąd
jednak w „Farmakopei...” wymóg: kamala nie powinna zabarwiać wody,
skoro wiadomym było, że zabarwiać jej nie może? Otóż kamalę celowo
fałszowano... cegłą i to „nieraz pól na pół”, jak z przekąsem zastrzegał
profesor Jan Muszyński w swym wiekopomnym, wielokrotnie wznawianym w
latach pięćdziesiątych XX wieku „Ziołolecznictwie i lekach roślinnych”.
Także i ten fakt potwierdzał konieczność badania zawartości popiołu!
Skoro zacytowaliśmy już profesora Muszyńskiego, wybitnego naukowca i
jednego z pionierów nowoczesnego zielarstwa w Polsce, opowiedzmy jego
słowami na pytanie, które z pewnością nurtuje Czytelników już od samego
początku niniejszego artykułu: jak kamala działała?
„Jest
to indyjski lek przeciwtasiemcowy, (…) zawierający żywicowate ciała:
rottlerynę oraz izorottlerynę, spokrewnione chemicznie i
farmakologicznie z filicyną”. W tym momencie odsyłamy Czytelników
zainteresowanych tym, cóż to takiego jest filicyna do naszego pierwszego
artykułu o kłączu paprotnika (https://aptekarski.com/141717-rhizoma-filicis-klacze-paprotnika)
i nadal cytujemy profesora Muszyńskiego: „zaletą tego surowca jest jego
trwałość w przeciwieństwie do Filix (…), które się szybko starzeją i
psują oraz mniejsza toksyczność niż paproci, ujemną zaś stroną – fakt,
że bywa on często fałszowany piaskiem lub cegłą (…) dzięki czemu
normalne dawki są nie wystarczające”. Muszyński zastrzegał również, że
„po kamali nie trzeba stosować środków przeczyszczających, albowiem sama
kamala posiada te własności i dodawał równocześnie, że kamalę stosuje
się również w weterynarii”.
Profesor
Muszyński zalecał dawkować kamalę w sposób następujący: dla dorosłych
6-12 gramów na dawkę, dla dzieci 4-6-letnich 2-3 gramów, natomiast dla
dzieci 8-10-letnich 4-5 gramów. Podawał również kilka receptur z kamalą w
składzie, zawierających ponadto niestosowany już we współczesnym
ziołolecznictwie kwiat wrotyczu lub emulsję z nasion dyni. Receptury te
mogły być korygowane w smaku zwykłym cukrem, a stosowało się je na czczo
i popijało... czarną kawą!
Czy badanie popiołu wystarczało do oceny kamali?
Im
dalej w czasie będziemy się cofać, tym więcej informacji o kamali
znajdować będziemy w dawnych aptekarskich źródłach: farmakopeach i
czasopismach zawodowych. Monografię kamali odnajdujemy w „Farmakopei
Polskiej II” (1937) w kształcie analogicznym nieomalże jak w cytowanej
już „trójce” z 1954 roku, z tą jednak różnicą, że definiowano ją jako
„gruczoł i włos krzaczkowaty owocu Mallotus philippinensis” i podawano
bardziej liberalną normę dla popiołu: „nie więcej niż 11%”, zastrzegając
ponadto, że surowiec powinno się przechowywać w „naczyniach szczelnie
zamkniętych ze szkła brunatnego”, co jednak – jak widzimy na dołączonej
do artykułu fotografii – nie zawsze było przestrzegane. „Farmakopea
Polska II” zalecała ponadto analogiczne metody badań – w tym badanie
popiołu – jak cytowana już „Farmakopea Polska III”. Co ciekawe, stało
się tak pomimo wyrażanych w latach trzydziestych poważnych zastrzeżeń
środowiska farmaceutycznego.
Zacytujmy
„Wiadomości Farmaceutyczne” z 1934 roku (nr 41, ss. 591-592) w których
redakcja pisała: „wszystkie farmakopeje – dla oceny wartości kamali –
zalecają oznaczać popiół w surowcu”. Jednak jak zastrzegano „oznaczenie
popiołu nie może być, oczywiście, miarodajne dla oceny wartości surowca,
jako środka czerwiopędnego” [przeciwrobaczego], o skuteczności jego
działania świadczyć może bowiem wyłącznie zawartość substancji czynnych,
nie zaś – zanieczyszczeń! A wiedziano już wówczas doskonale, że
substancjami czynnymi były „pochodne floroglucyny”. Dlatego też zalecano
następujące badania jakości surowca, które bez najmniejszego problemu
wykonać można było w pracowniach analitycznych przedwojennych aptek: na
wadze ręcznej odważyć 0,5 g kamali, przenieść ją na szkiełko zegarkowe,
przeważyć dokładnie na wadze analitycznej przez suchy lejek do flaszki
200 cm3, popłókując szkiełko i lejek 30 g eteru. Flaszkę zakorkować i
zostawić w spokoju na 1/2 godziny, często kłócąc. Następnie dolać 100 g
wody barytowej (5%), kłócić mocno w ciągu 5 minut, przelać do
rozdzielacza i po rozdzieleniu się cieczy zlać roztwór wodny, który
niezwłocznie przesączyć. Do 82 g przesączu (= 0,4 g surowca) przelanego
do rozdzielacza dodać 4 cm3 kwasu solnego o c.wł. 1,122 i wykłócić
4-krotnie eterem po 25, 25, 20 i 20 cm3. Roztwory eterowe przesączyć
przez podwójny gładki sączek do zważonej kolbki, sączek przemyć
dokładnie eterem, eter oddestylować, pozostałałość wysuszyć w temp. 100°
i zważyć.
W
ten sposób otrzymywano tzw. „kamalinę surową”, której wagę mnożono
przez 250 i uzyskiwano zawartość procentową pochodnych floroglucyny.
Badania kamaliny dostępnej na ówczesnym rynku farmaceutycznym dowiodły,
że „surowce, których popiół nie przenosi 6%, zawierają 30-34% kamaliny
surowej, a jak zastrzegano dobry surowiec powinien zawierać 29-30%
kamaliny surowej”.
Kamala w komentarzach do farmakopei austriackich
Bardzo
interesującymi źródłami z zakresu historii farmacji są komentarze do
austriackich farmakopei. Jak wspominaliśmy już w artykule poświęconym
kłączu paprotnika, były to polskie (a raczej galicyjskie) dzieła z
przełomu XIX I XX wieku, „komentujące” oficjalną farmakopeę państwa
zaborczego – monarchii Austro-Węgierskiej. Zawierały nie tylko pełne
tłumaczenie na język polski metodyk analitycznych i definicji
farmakopealnych, ale także liczne... ciekawostki, na które – co
oczywiste – w jakiejkolwiek oficjalnej farmakopei miejsca nie ma i nie
było. Ukazały się dwa takie komentarze, autorem pierwszego z nich –
„Komentarza do VII. wydania farmakopei austryjackiej” z roku 1895, był
właściciel prowincjonalnej, strzyżowskiej apteki – magister Wilhelm
Zajączkowski. W „Komentarzu...” podana jest funkcjonująca ówcześnie
polska nazwa gatunku Mallotus philippinensis – okrewka barwna.
Magister
Zajączkowski przytacza także dzieje odkrycia i leczniczego stosowania
kamali: „w r. 1848, lekarze angielscy w Indyach, przedewszystkim
Mackinon, Anderson, Corbyn i Gordon, zwrócili uwagę na skuteczność
okrewki przeciw tasiemcowi. Pierwszy szczegółowy opis okrewki podał
farmakognosta londyński Hanbury w r. 1853”. Jak wyjaśniał Zajączkowski
„nazwa >>Kamala<< jest pochodzenia indyjskiego; w Adenie (na
południowo-zachodnim brzegu Arabii), nazywa się Wurrus albo Waras.
Drzewo to nazwane także „Rottlera tinctoria”, otrzymało tę nazwę na
cześć duńskiego misyonarza i przyrodnika Rottelr'a, który żył w końcu
zeszłego stulecia”. Kamalę pozyskiwano wówczas nieco inaczej, jak w
wieku XX: „gruczołki i włoski pokrywające powierzchnię dojrzałych
owoców, ścierają szczotką i przesiewają przez sito”. Tak otrzymywano
surowiec, którego poetycką wręcz charakterystykę przedstawił
Zajączkowski: „czerwono-brunatnawy proszek miałki, lekki i miękki, nie
lepki, z domieszanemi cząstkami żółtemi albo pomarańczowemi, bez woni i
smaku, przy rozcieraniu w palcach albo na papierze żółto odbarwiający”.
Opisane
powyżej problemy z zafałszowaniem kamali miały miejsce już w XIX wieku i
wyraźnie podkreślał to Zajączkowski: „należy uważać, aby kamala nie
była zafałszowana cząstkami innych roślin, ani też, co obecnie bardzo
często się zdarza – piaskiem, bolusem [gliną] albo cegłą”. Dawni
aptekarze nie załamywali jednak rąk. Autor „Komentarza...” podawał
proste przepisy na... podniesienie jakości kamali: przez odsianie
oddzielić można wielką część włosków i resztek roślinnych. Piasek
oddzielają w ten sposób, że odsiane gruczołki mieszają z zimną wodą albo
innym zimnym rozczynem [roztworem] z jednej części azotanu potasowego w
sześciu częściach wody. Po upływie 10 minut zbierają gruczołki
spływające na powierzchnię, a spłukane na cedzidle wodą, rozpościerają
na talerzach i suszą na powietrzu”. Metodą potwierdzenia odpowiedniej
jakości surowca było już u schyłku XIX wieku badanie popiołu: „sto
części spalonej kamali, nie mają pozostawiać więcej, jak sześć części
szaro-białawego popiołu.
Późniejszy
o zaledwie 12 lat „Komentarz do VIII wydania farmakopeii austryackiej”
Ignacego Lembergera rzucał na kamalę nowe światło, podając nie tylko
kolejną nazwę polską gatunku Mallotus philippinensis: krotniowiec
filipiński, ale także wymieniając substancje czynne: „rotlerina oraz
izorotlerina”. Oba te składniki znajdują się w żywicy, którą kamala
zawiera” pisał Lemberger, dodając: „ilość żywicy wynosi 80% i rozpuszcza
się w alkaliach barwą pięknie czerwoną”. Nadmieniał również, że „kamala
służy w medycynie jako lek przeciwczerwiowy, szczególnie przeciw
tasiemcowi, w Indyach używają także kamali do barwienia jedwabiu”.
Podawał także jeszcze inny sposób otrzymywania surowca: „z owoców (…)
ściera się gruczołki przez trzepanie owoców w koszach nad rozpostartemi
chustami. Stare gruczoły oraz włosy dostają się przez szczeliny koszów
na podłoże. Tak otrzymywano surowiec składający się „z gruczołów barwy czerwonej oraz żółtych włosów”.
Lembereger
prostował także informację podaną przez Zajączkowskiego, informując, że
w istocie „Warras”, „Wars”, „Warrus” czy też „Wurs” to nie kamala, a
jej zafałszowanie, pochodzące od rośliny „Cratalaria erythrocarpa,
rosnącej w Arabii południowej i Afryce północno-wschodniej”,
charakteryzującej się obecnością „gruczołów (…) składających się z
komórek podługowatych”. Ponadto autor „Komentarza...” przypominał, że w
kamali można stwierdzić obecność „zanieczyszczeń rozmyślnych, a więc
zafałszowań: piaskiem brunatno-czerwonym, pyłem z cegieł, glinką lub też
domieszką kwiatów krokosza barwierskiego (…), proszku liści krotniowca,
kory cynamonowej i t.p.”.
Uwaga, kamala... współcześnie!
Kamali
we współczesnych aptekach nie ma, o tym wszyscy doskonale wiemy. Jednak
jak wspomnieliśmy we wstępie surowiec ten można kupić w sklepach
internetowych. W części z nich reklamowany jest wyłącznie jako środek do
naturalnego farbowania włosów i opatrzony adnotacją „wykorzystywać
wyłącznie zewnętrznie jako barwnik”. W innych jednak e-sklepach polecana
jest kamala zarówno jako środek przeczyszczający – co nie budziłoby
jeszcze większych zastrzeżeń – ale również jako lek przeciwrobaczy,
skuteczny w zwalczaniu tasiemca uzbrojonego, nieuzbrojonego oraz
bruzdogłowca szerokiego. Działanie to dotyczyć ma zarówno zwierząt,
konkretnie psów, jak i ludzi. Producenci podają nawet schemat dawkowania
(2-6 gramów, 8-12 gramów), sposób przygotowywania surowca, obiecują
wydalenie pasożytów w trzecim-czwartym stolcu i równocześnie ostrzegają
przed stosowaniem kamali u kobiet w ciąży, karmiących piersią i u osób
poniżej 18 roku życia. Prognozowane są także działania niepożądane:
lekkie nudności, rzadko wymioty. Skuteczność kamali zdają się
potwierdzać liczne, jednoznacznie pozytywne opinie użytkowników. Na
jednej ze stron internetowych stwierdza się jednak, że przy stosowaniu
kamali należy zachować środki ostrożności oraz pamiętać o... „rozsądku”!
Każdy
czytający te słowa farmaceuta zdaje sobie jednak sprawę, że „rozsądek”
sam w sobie niestety nie wystarczy. Zakażania robakami jelitowymi, a już
szczególnie tasiemczyce, jak wszyscy wiemy, mają nieswoiste objawy,
bardzo podobne do wielu poważnych chorób, nie tylko zresztą przewodu
pokarmowego. I wcale nie muszą się manifestować w najbardziej oczywisty
sposób, czyli obecnością elementów pasożyta w kale. Trafna diagnoza o
zakażeniu pasożytami powinna zostać więc postawiona nie na podstawie
własnych, często błędnych odczuć, a wyłącznie w oparciu o zlecone
badania kału i krwi (eozynoflia). Jeżeli badania diagnostyczne
potwierdzą tasiemczycę, lekiem z wyboru zdecydowanie nie powinna być
kamala zakupiona w sklepie internetowym! Po pierwsze dlatego, że jej
skuteczność nie jest potwierdzona farmakopealnymi badaniami jakości, po
drugie zaś – jak wiemy z artykułu o kłączu paprotnika – pochodne
floroglucyny odznaczają się bardzo wysoką toksycznością. Lekiem z wyboru
powinien być zatem bardzo efektywny, bezpieczny i uznany –
prazykwantel, zapisywany oczywiście na receptę lekarską i spełniający
farmakopealne normy jakości. Z pewnością zatem nie zanieczyszczony...
cegłą!
Jak
widzimy więc, lekcja z historii farmacji może przydać się także i
współcześnie, a wykorzystać można ją jako przestrogę w czasie tak
przecież licznych i długich rozmów z naszymi pacjentami!
autorzy: mgr farm. Joanna Bilek, dr hab. Maciej Bilek, prof. UR
źródło:
https://aptekarski.com/151392-kamala-czym-byla-kiedys-i-czym-jest-obecnie?fbclid=IwAR0YxG2bY7HvErcIgU8Bl69PqVAehhy38RktY6CpGGt1FSxUSgmjvieRymQ
Komentarze
Prześlij komentarz